.

Pragniemy zaprosić Was do skorzystania z oferty turystycznej, która jest kierowana do wyjątkowych ludzi, wrażliwych na klimat dawnych wieków, rozkochanych w stylu retro. W naszym rodzinnym dworku przygotowaliśmy dla Was stylowe i oryginalnie wyposażone pokoje ustrojone antykami. Zapraszamy do zapoznania się z naszą ofertą w zakładkach poniżej. Strona główna prezentuje nie tak oczywiste, jak Kraków, czy Wieliczka atrakcje w naszej okolicy, na pozostałych podstronach zobaczycie naszą ofertę oraz zapoznacie się z pokojami gościnnymi.
W obiekcie mieści się Muzeum Dwór Feillów z galerią malarstwa i rysunku młodopolskiej artystki Stefanii Feill.

sobota, 3 marca 2018

Poznajmy się lepiej.


Witamy Was serdecznie w świecie, który stworzyliśmy z naszych pasji po to, by podzielić się nim z naszymi Gośćmi.
Zacznijmy od początku...

fot.Joanna Kurczewska

Nazywamy się Aneta i Krzysztof Tyl. Jesteśmy jednymi z tych ludzi, którzy zmęczeni wielkim miastem i rozczarowani brakiem perspektyw na wartościowe życie, uciekli na wieś. Pochodzimy z Wrocławia, tam poznaliśmy się studiując archeologię. W 2001 roku zamieszkaliśmy na Pogórzu Izerskim, gdzie prowadziliśmy gospodarstwo agroturystyczne, Muzeum Techniki i Rzemiosła Wiejskiego, hodowlę psów rasy golden retriever i remontowaliśmy piękny regionalny przysłupowy dom. 


Dom przysłupowy
na Pogórzu Izerskim
Po 13 latach życia w rytmie slow life, zdobywania doświadczenia w branży turystycznej (i kynologicznej) los postawił przed nami nowe wyzwanie. Staliśmy się właścicielami zabytkowego, drewnianego dworu w okolicach Krakowa. Obiekt ten przed 1945 rokiem należał do naszej rodziny i został bezpodstawnie zrabowany pod pretekstem reformy rolnej, pomimo że majątek nie spełniał kryteriów, by przejść na skarb państwa. Stało się tak, gdyż właściciele majątku byli wrogami ówczesnego ustroju. Podczas wojny wspierali i dawali schronienie partyzantom.

Podobno przeprowadzka to jedno z bardziej traumatycznych przeżyć w życiu człowieka. W każdym razie w 2015 roku wreszcie udało się nam na stałe osiąść w rodzinnym majątku, który niestety, był zdewastowany i pozostawiony na pastwę losu przez poprzednich użytkowników. Rozpoczął się żmudny, kosztujący wiele wysiłku, nerwów i pieniędzy remont. Aż wreszcie feniks powstał z popiołów. Przez dwa lata budowaliśmy najpierw w swoich głowach, potem w rzeczywistości wizję naszego pensjonatu. Szukając inspiracji, nie znaleźliśmy obiektu o charakterze, jaki chcieliśmy mu nadać. Najtrafniej pasuje do niego nazwa Gościniec Muzealny. Przenieśliśmy nasze Muzeum Techniki i Rzemiosła Wiejskiego w Zapuście, uzgodniliśmy z Ministrem Kultury i Dziedzictwa Narodowego nowy regulamin, zmieniliśmy nazwę na Muzeum Dwór Feillów i stworzyliśmy nową ekspozycję bardziej korespondującą z charakterem ziemiańskiego dworu. Wyeksponowaliśmy pamiątki rodzinne oraz wskrzesiliśmy pamięć o modernistycznej artystce- malarce Stefanii Feill poprzez wyeksponowanie jej obrazów.

Tyle o nas samych w dużym skrócie. Zainteresowanych większymi szczegółami na temat naszych zmagań z materią, zapraszam za kulisy- na prywatnego bloga, gdzie pokazujemy nasze codzienne życie.

fot.Joanna Kurczewska

Jaka jest nasza filozofia turystyki? Umożliwiamy naszym Gościom taki wypoczynek, jakiego sami chcielibyśmy doświadczyć będąc w podróży. Nie oferujemy jedynie miejsca noclegowego wzorem bezdusznych sieci hotelowych, gdzie klient jest tylko i wyłącznie numerem na fakturze. Wartością dodaną jest obcowanie z historią. Na życzenie naszych gości opowiadamy o dziejach dworu i jego ciekawych mieszkańcach. Przestrzeń muzealna łączy się z użytkową, gdyż wyposażyliśmy pokoje w jedyne w swoim rodzaju XIX wieczne meble. Każda przestrzeń ma inny wystrój. Ciekawostką i uroczym dodatkiem jest malarstwo ścienne wykonane przez artystkę Aleksandrę Popławską, z którą mamy szczęście i zaszczyt sąsiadować i współpracować. Zapraszamy na warsztaty plastyczne.


Podstawową zaletą obiektu jest jego kameralny charakter, niewielkie oddalenie od Krakowa i nie mająca sobie równej malownicza lokalizacja. Mieszkamy bowiem na górce, niemal w środku lasu. Łatwo jednak do nas dojechać o każdej porze roku, gdyż droga jest asfaltowa i zawsze dobrze utrzymana. Dwór wpisany jest w Szlak Architektury Drewnianej. Mamy piękną i niepowtarzalną historię, którą chcielibyśmy się z Wami podzielić.

Nasza oferta wpisuje się w styl slow-life. Jest zaprzeczeniem tego, co oferują nam tradycyjne biura podróży (choć niektóre biura zaczynają już dostrzegać zalety takich miejsc reklamując je jako oferta ekskluzywna), ale jednocześnie niczego nie narzuca. Nasz Gość może spędzić ten czas, jak sam chce. Obiekt może stanowić tylko bazę noclegową- miłą alternatywę dla gwarnych i przepełnionych krakowskich hoteli. 30 km od Krakowa i zaledwie kilkanaście w pobliskie Beskidy, wiele zabytków materialnych i miejsc związanych z czystą przyrodą daje nam wiarę, że będziecie do nas wracać wciąż odkrywając „nieznane lądy”. Podczas takiego pobytu możecie zwiedzać zabytki w swoim tempie, lub posiedzieć w ogrodzie, pogłaskać psa, dotknąć historycznego przedmiotu, popielić ogródek z gospodarzami, lub poleżeć w hamaku dwa metry nad ziemią. Możecie sami przygotować sobie jedzenie, lub skorzystać z naszej propozycji posiłków. Najważniejsze, że nic nie musicie, a wybór, jak pięknie i spokojnie spędzić ten czas należy do Was.

Oferta dla grup wynajmujących cały obiekt wydaje się być bardzo atrakcyjna. Im więcej osób (maksymalnie 17) tym taniej. Najważniejsze, że grupy mają obiekt tylko dla siebie, na wyłączność i nie muszą dzielić przestrzeni z obcymi, jak ma to miejsce podczas spotkań w większych hotelach. Impreza rodzinna, komunia, urodziny, plenerowy ślub humanistyczny (współpracujemy z firmami organizującymi takie śluby), warsztaty artystyczne, fotograficzne, kulinarne, relaksacyjne w swoim gronie to niepowtarzalne przeżycie.





Naszą pasją jest zdrowy styl życia, kuchnia domowa, zrównoważona, smaczna, uczciwa, czyli pozbawiona wynalazków typu kostki rosołowe, wegeta, czy żywność przetworzona. Karmimy Gości tak, jak sami jemy i jak chcielibyśmy być karmieni będąc poza domem.
Goście mają stały kontakt z nami-właścicielami obiektu i doceniają serdeczną, rodzinną atmosferę, którą odnajdują w naszym dworku.

A jesienią wyjedziecie od nas z pełnym bagażnikiem jabłek :-)

Serdecznie zapraszamy!





piątek, 5 stycznia 2018

Ruiny „zamczyska” w Myślenicach

Myślenice nie kojarzyły nam się nigdy z miejscem, które mogłoby być atrakcyjne dla turystów. Wizyty w tym uroczym miasteczku były wymuszone sprawami związanymi z prowadzeniem domowego gospodarstwa. Jeszcze przed zamieszkaniem na Woli Zręczyckiej, mieliśmy okazję zwiedzić wystawę poświęconą historii i etnografii ziemi myślenickiej w Domu Greckim, obecnie już zlikwidowanym. Muzeum Regionalne stanowi teraz część Muzeum Niepodległości w Myślenicach.
Błądząc palcem po mapie i zastanawiając się, gdzie tym razem wybrać się na wycieczkę, niespodziewanie odkryliśmy w Myślenicach to, co nas najbardziej interesuje- średniowieczne pozostałości po wieży obronnej. Ruiny są dosyć tajemnicze, a to z tej przyczyny, że przeprowadzone badania archeologiczne nie były zbyt wnikliwe. Wykonano jedynie niewielkie, sondażowe rozpoznanie.

Ulica Zamkowa prowadzi wprost na Górę Zamkową.
To nawet całkiem logiczne :-)

I jesteśmy na szczycie.


Pytań dotyczących tego obiektu jest więcej, niż znanych faktów. Przede wszystkim nie wiemy, kto i kiedy zbudował tę wieżę górującą nad Myślenicami na wzniesieniu Uklejna, zwanym „Górą Zamkową”. Czy była pierwotnie donżonem, pełniącym również funkcje mieszkalne, czy stołpem, przeznaczonym tylko na cele militarne? Czy wzniesienie jej zlecił pierwszy wójt Myślenic- Hanko, czy może Kazimierz Wielki? Dlaczego tak okrutnie ją potraktowano, wysadzając w powietrze?
Muszę przyznać, że ruiny baszty obecnie będące częścią rezerwatu przyrody, robią niesamowite wrażenie, podobnie, jak cały otaczający ją las. Kiedy już wspięliśmy się na szczyt tej niewielkiej góry poczuliśmy się, jakbyśmy trafili do innego świata. Przed nami i pod nami, gdzieś na horyzoncie wrzało życie w miasteczku. Dookoła nas panowała cisza, rozpościerał się ciemny las. Atmosfera sprzyjała, by w myślach przenieść się do czasów, gdy warownia ta pełniła funkcje celne. Przebiegał bowiem tędy szlak kupiecki z Krakowa na Węgry. Obiekt mógł pełnić również rolę strażnicy państwowej zamykającej Dolinę Raby.

Zasypana studnia wewnętrzna





Funkcjonuje kilka hipotez dotyczących wysadzenia baszty. Najbardziej prawdopodobna wydaje się mieć związek z rycerzami-rabusiami. W późnym średniowieczu był to modny sposób na życie. Rozbójnictwem parały się rzeczywiście osoby szlachetnie urodzone, nieraz całe rody rycerskie. W chaosie politycznym, jaki miał miejsce pod koniec XV wieku, mieszczanie i kupcy łatwo padali ofiarą grabieżców. Rycerskie siedziby zamieniały się w rozbójnicze gniazda- twierdze. Okoliczni mieszkańcy i kupcy terroryzowani i doprowadzeni do ostateczności, nierzadko brali sprawy w swoje ręce. Definitywnym i jedynym skutecznym sposobem na pozbycie się rabusiów z okolicy było zniszczenie ich obwarowanej kryjówki poprzez wysadzenie jej.








Wyraźnie widoczna część muru okalającego wewnętrzną studnię.


Fragmenty murów, czy może bardziej podmurówki, które zachowały się do dziś, robią wrażenie swoimi rozmiarami. Grubość tych kamiennych ścian wynosiła 4 m. Średnica samej baszty miała 10 m. Wewnątrz baszty znajdowała się studnia o przekroju 2 m. Kolejne piętra wieży oraz zabudowania na majdanie były drewniane. Poniżej zamieszczam rysunek tego obiektu wg G.Lenczyka z książki J.Marszałka „Katalog grodzisk i zamczysk w Karpatach” (Warszawa 1993, str.152)




Rezerwat „Zamczysko nad Rabą” znajduje się w spokojnej dzielnicy Myślenic na prawym brzegu Raby.

GPS:
N: 49º 49' 3''
E: 19º 56' 53''

Z Dworu Feillów do oddalonego o 30 km Rezerwatu Zamczysko nad Rabą dojedziecie w ciągu 34 minut. 





piątek, 29 grudnia 2017

Cmentarzysko kurhanowe w Jawczycach.

Nie wiem, dlaczego tak się dzieje, ale w Święta Bożego Narodzenia ciągnie nas w miejsca tajemnicze, związane z pradziejowym osadnictwem. Zima, szczególnie bezśnieżna, jest idealnym terminem, aby wyruszyć w las i poszukać zatartych przez czas śladów po naszych dalekich przodkach.

O kurhanach w Jawczycach wiedzieliśmy od dawna, lecz dopiero tej zimy udało się nam wybrać w to miejsce. Nie jest prawdą to, co przeczytaliśmy w Internecie przygotowując się do wyprawy, że kurhany zostały odkryte w 1948 roku. Kurhany w Jawczycach znane były od zawsze. Mieszkańcy okolicy doskonale identyfikowali to miejsce i wiedzieli, że wiąże się ono z pochówkami. O kurhanach w Jawczycach wspominała Babcia, a przecież w 1948 roku nie mieszkała już na Wólce. Piotr Galas, którego uważa się za odkrywcę kurhanów, po prostu zgłosił ich istnienie do oficjalnych urzędów, na skutek czego przeprowadzono, niestety mizerne, badania archeologiczne. Przebadano jedynie 2 kurhany, z kilkunastu dających się zidentyfikować w terenie. Na tej podstawie wysnuto wnioski, że od okresu neolitu, być może przez całe tysiąclecia, funkcjonowało tam cmentarzysko. Było ono dużo większe, niż widoczne obecnie. Prawdopodobnie mogiły zostały zaorane, gdy część terenu została przeznaczona na pola uprawne. W jednej z dwóch przebadanych mogił odkryto pochówek datowany na podstawie znalezionej monety na XI wiek n.e. Czy rzeczywiście cmentarzysko to było użytkowane przez kilka tysiącleci, czy może mamy do czynienia z jednorazowym średniowiecznym pochówkiem wtórnym wykorzystującym istniejący kurhan? Tę tajemnicę jeszcze kryje ziemia.





te okropne śmieci :-(

Największym dla nas zaskoczeniem były lampki na mogiłach. Takie zupełnie współczesne, jakie dziś nosimy na cmentarze i zapalamy naszym bliskim. To wzruszające, że nie tylko archeolodzy, ale i „normalni” ludzie identyfikują te stare zapomniane żalniki z miejscem, gdzie pochowano ludzkie szczątki. I mimo że pod kurhanami leżą „poganie”, żyjący tysiące lat temu, ludzie przynoszą lampki i być może zmawiają pacierz za te pradziejowe dusze. Nigdy w życiu nie spotkałam się z podobnym zjawiskiem i śmiem twierdzić, że gdybym nie widziała tych lampek na własne oczy, nie uwierzyłabym. Na Dolnym Śląsku, przynajmniej do czasu, kiedy tam mieszkaliśmy, nigdy nie widziałam, aby ktoś zapalał lampki na przedwojennych chrześcijańskich poniemieckich grobach. W porównaniu z pradziejowymi kurhanami te groby są nam współczesne. Ktoś może powiedzieć, że te groby niemieckie są nam obce kulturowo, nie identyfikujemy ich z pochówkami naszych przodków. Ale przecież pod kurhanami w Jawczycach spoczywają ludzie o nieznanej nam przynależności etnicznej, w dodatku „poganie”.

Niestety, wzruszenie i sielankowy nastrój psuje nieprawdopodobny bałagan, jaki panuje przy drodze wiodącej na kurhany. Ktoś traktuje to miejsce, jak wysypisko śmieci. Worki, szmaty i tysiące butelek poniewierają się po skraju lasu, aż żal na to patrzeć.
Bardzo duże zastrzeżenia można mieć do oznakowania terenu. Praktycznie nie ma żadnego drogowskazu, który pomógłby szukającemu trafić na żalnik. Mimo to, z mapą nie jest trudno zidentyfikować to miejsce.

mapy google


Współczesna technika też bardzo nam w tym pomoże. Dane GPS:
N: 49° 56' 19''
E: 20° 10' 46''

Jawczyce znajdują się 11 km od Dworu Feillów i jedzie się tam 15 minut drogą 966 w kierunku na Wieliczkę.


W drodze powrotnej warto podjechać pod dwór w Jawczycach i zobaczyć piękny pomnik przyrody- buk amerykański.



niedziela, 16 lipca 2017

Zamek i skansen w Dobczycach.

Lubię Dobczyce. Czasem tak mam, że wysiadam w jakimś miasteczku i od razu wiem, czy go lubię, czy nie. Dobczyce mają dobrą energię. Wydają się być miasteczkiem, gdzie wszystko jest na swoim miejscu. Niegdyś nad osadą górował zamek, w którym Jan Długosz pisał swoje kroniki i dbał o wychowanie synów Kazimierza Jagiellończyka. Jest to spory kawałek polskiej historii.
Ta twierdza, bo zamek Dobczycki był ufortyfikowany i usytuowany na wzniesieniu, po kilkuset latach świetności upadła pod naporem inwazji Szwedów w 1702 roku. Rozpoczęła się rozbiórka zamku. Pozyskano w ten sposób budulec dla kościoła i domów prywatnych.
Monumentalna musiała to być budowla, skoro jeszcze w latach 60-tych XX wieku istniały fragmenty starych murów. Z inicjatywy miejscowego nauczyciela Władysława Kowalskiego zainicjowano badania archeologiczne, które ujawniły wiele ciekawych artefaktów. Możemy je dziś podziwiać w muzealnych gablotach na zamku.
Po częściowej odbudowie zamku, pieczę nad obiektem przejęło PTTK.

Dziś zamek już nie góruje nad miasteczkiem i mimo że stoi na wzgórzu, trzeba go odszukać. Dolna kondygnacja budowli została przykryta dachem. Mimo to wygląda on bardzo dobrze i chwała tym, co z gruzów uratowali, co się dało.












Przy zamku od lat 60-tych XX wieku powstawał skansen. Wydaje się, że autorzy ekspozycji pragnęli zgromadzić tam wszystkie eksponaty związane z każdą działalnością mieszkańców miasteczka. Naprawdę jest co oglądać. Prócz oczywistych sprzętów rolniczych mamy pełne wyposażenie rzemieślników, od kowala po krawca. Największe wrażenie estetyczne (czytaj: wstrząsające!) robi jednak wystawa akcesoriów funeralnych. Nigdzie indziej nie spotkałam się z tego typu ekspozycją.















I ostatni kadr, rzut oka z zamku na sztuczne jezioro na rzece Raba. Prawda, że w takich widokach można się zakochać?


Dobczyce położone są w odległości ok. 10 km od Dworu Feillów. Dojazd autem zajmuje ok 10 minut czasu.